www.pokonajastme.pl

Dwa dni wcześniej, razem z Danielem, wybraliśmy się na Wysoką i chcąc skorzystać z bliskości Beskidu Sądeckiego wejść również na Radziejową. Pomimo późnej pory, zameldowaliśmy się na parkingu pod hotelem Perła Południa. Włączyliśmy czołówki i niebieskim szlakiem zaczęliśmy podejście na grań. Gdy podchodziliśmy coraz wyżej wiatr zaczął się zmagać coraz bardziej. Widok powalonych drzew, przez wcześniejsze wiatry, na pewno nie był pomocny.
Kiedy doszliśmy na grań, wiatr zaczął raczej przypominać huragan. Dźwięki startującego odrzutowca, spotęgowane przez całkowita ciemność, wcale nie dodawały skrzydeł. Widząc aplitudę wychyleń koron potężnych drzew, decyzja mogła być tylko jedna – powrót.

Po jednym dniu przerwy wróciliśmy na szlak aby ponownie, tym razem już podczas pięknej i bezwietrznej pogody, wyjść na najwyższy szczyt w Beskidzie Sądeckim.
Poruszaliśmy się po szlaku którym wiedzie część trasy biegowej Biegu 7 Dolin. Jeśli ktoś chciał by się zmierzyć z dystansem 66 km lub 100 km, będzie miał okazję zobaczyć to co my.
Widok za dnia był o wiele bardziej drastyczny niźli przy świetle księżyca. Przemierzając szlak co kilkadziesiąt metrów napotykaliśmy powalone drzewa. Były one już częściowo uprzątnięte. Wnioskuję że była to robota „Halnego” który dokonał takich zniszczeń kilka tygodni wcześniej w Tatrach.
Kilka powalonych drzew nagle przemieniło się w ogołocone wzgórze. Tutaj zrozumieliśmy że jednak decyzja podjęta wcześniej była jak najbardziej prawidłowa. Ponieważ część drzew była ewidentnie świeżo przewrócona. Niektóre z dwudziesto-metrowych świerków leżały na linii przebiegu szlaku.

Czasem jednak warto zawrócić.